W tym roku obóz dziecięcy w Narewce organizowany przez nasz Zbór, odbył się w dniach 5-15 sierpnia. Chociaż pogoda nas nie rozpieszczała, to z całą pewnością nie opuszczały nas dobre nastroje. Przez cały czas ośrodek w Narewce tętnił życiem.
Tegoroczny obóz, choć odbywał się na wschodzie, utrzymany był w konwencji dzikiego zachodu, a dzieci biegały przebrane za Indian i kowbojów. Po prostu wszystko było rodem z amerykańskiej prerii. Kuchnia miała nazwę „Ognisty stek”, poranne spotkania kadry odbywały się pod nazwą „Spotkania starszyzny”, poobiednia sjesta nazywała się „Hodowlą sadła”, zaś społeczności wieczorne „Opowieściami ze świętej księgi”.
Cykl lekcji biblijnych nosił tytuł: „Pan wyszukał sobie męża według swego serca”. Historie z życia Dawida, króla izraelskiego, omawiane były w taki sposób, by zawsze poruszyć jeden problem i jedną cnotę. Każdego dnia wprowadzenie do nich, stanowiła historia Dawida w formie przedstawienia teatralnego, opowiedziana tak, jakby działa się na dzikim zachodzie. W głównych rolach występowała kadra obozowa. Każdego wieczora inna grupa przygotowywała społeczność, na której swój udział mieli również pastor, który opowiadał historie z życia Dawida przebrany odpowiednio do sytuacji oraz ciocia Danusia, która opowiadała nam pasjonującą historię o misjonarzach i plemieniu z dżungli. Przy każdej okazji słychać było radosny śpiew dzieci, za sprawą cioci Jagny, która nosiła imię Stukający Klapek oraz wujka Jędrzeja, tu o imieniu Szybkie Wiosło.
Grupy, do których przypisane były dzieci, w zależności od swojego wieku, nosiły nazwę plemion indiańskich Ameryki Północnej. Na temat wybranego przez siebie plemienia musiały przygotować prezentacje multimedialne, dzięki którym mogliśmy poznać codzienne życie tych ludzi, ich zwyczaje i praktyki. W czasie wolnym wspólnie budowaliśmy tipi i szałas, braliśmy udział w zawodach, w których trzeba się było wykazać istnie indiańską zręcznością i sprytem. Każdego dnia, nie wiadomo skąd, przybywał do nas „Handel obwoźny”, który specjalizował się w sprzedaży różnej maści regionalnych słodyczy. Walutę stanowiły narewkowskie dolary, które można było otrzymać w zamian za dobre zachowanie i aktywność. Liczne kółka zainteresowań mieściły się w planie dnia pod hasłem „Interesujące kulanie”. W ciągu dnia działo się tak wiele, że kiedy zapadał zmierzch, w powietrzu słychać było jedynie brzęczenie komarów.
Jak co roku i tym razem obóz w Narewce był wyjątkowym czasem dla nas wszystkich. Przy tej okazji chciałabym podziękować kadrze, która cała, bez wyjątku, spisała się na medal i wykonała niesamowitą pracę. Bardzo Wam wszystkim dziękuję. Korzystając z okazji chciałabym podziękować również wszystkim zborownikom, którzy modlili się o ten obóz i wspierali go w sposób praktyczny. Z całą pewnością warto to dzieło kontynuować i również dzisiaj modlić się o nie i o osoby w nie zaangażowane. Niech Bogu będzie chwała!